To świetny, subtelny pomysł, ale ciekawe jak to zrealizowali. Może montaż cyfrowy...?
potwierdzam :), film jest oszczędny w słowach ale każdy dialog jest tutaj przemyślany, piękny film
To standardowy,Kotowy poziom :) jak dla mnie największym zaskoczeniem in plus był B Szyc i świetnie podana muzyka ludowa
Mnie ta końcówka zaś najbardziej we wszystkim zawiodła - poczułam się jak na „Sali Samobójców”... :( Zbyt bezpośredni i denny tekst w mojej opinii
Ja pitole, czy wy nigdy nie oglądaliście Polskich filmów lat 50 czy 60 typu "Pociąg". Toć to jawne nawiązanie do patetetycznej atmosfery tamtych filmów xdd
A tak poważnie, to rozumiem, że film nie musi się wszystkim podobać. Ale porównanie do Sali samobójców jest wyraźnie nie na miejscu xd
Ale to porównanie padło tylko w kontekście ostatniego zdania w filmie, nikt tutaj nie porównał całości jako takiej do "Sali Samobójców". Chociaż też się z tym porównaniem nie zgadzam, uważam, że to było właśnie subtelne i nie każdy zinterpretował to zdanie w wiadomy sposób. Film jednak nie do końca do mnie trafił, doceniam kunszt aktorski, wspaniałą scenografię, zdjęcia i genialną muzykę, natomiast brakowało mi chemii między bohaterami. Absolutnie nie było to winą aktorów bo do tego nie można się w tym filmie przyczepić, akcja działa się zbyt dynamicznie i były za duże przeskoki w czasie, być może to uniemożliwiło mi wczucie się w uczucie bohaterów. Elementem, który absolutnie powalił mnie na kolana, jest ścieżka dźwiękowa.
O tak! Ścieszka dźwiękowa! Uwielbiam - szczególnie "Dwa serduszka, cztery oczy" zaśpiewane przez Mazurka...ech. Magiczne :)
Ogólnie to ten film to taki trochę szekspirowski romans osadzony w realiach świata zimnej wojny właśnie. Końcówka przypomina mi skrzyżowane końcówki "Romea i Julii" i "Sali samobójców".
Dziękuję za wasze skojarzenia. Miałam podobne. Romeo i Julia wersja współczesna. Piękne zdjęcia ale fabuła rozczarowywujaca.
Co jest tą "drugą stroną"? Po połknięciu tej niewielkiej ilości białych cośtam? Dla mnie nieczytelne co i dlaczego, a nade wszystkim: po co?
Masz dwa czytania: dosłowne i metaforyczne. W pierwszym chodzi o ładniejszy widok przy umieraniu. W drugim, że po śmierci zniknie to wszystko, co męczyło ich za życia i nie pozwalało zaznać pełni.
Uwaga! będzie spoiler!
Dlatego, że za życia nie mogli być razem- próbowali i nie wyszło, kochali się, ale jednak siła charakterów i różnica w poglądach skutecznie im to uniemożliwiły. Ponadto byli ograniczeni czynnikami zewnętrznymi- aktorka grana przez Kulig związała się z mężczyzną, którego nie kochała, powodowana czystym wyrachowaniem i o ile się nie mylę miała z nim dziecko, on próbował zrobić karierę za granicą- nie wyszło, w rodzimym kraju nie był już mile widziany, także rokowania na szczęśliwe życie były mierne. Skoro i tak nie mogli żyć szczęśliwie razem, to nic im nie zostało do stracenia. Ostatnie zdanie odebrałam bardziej w kontekście metaforycznym- "drugą stroną" był tamten świat po śmierci.
Z czystego wyrachowania? A nie dla ratowania Wiktora? Bo ta interpretacja wydaje się bardziej prawdopodobna i wynikająca wprost z wypowiedzi bohaterów.
Tak, tu nie ma się nad czym zastanawiać bo zostało powiedziane wprost, że zrobiła to po to, żeby go ratować, ale sam fakt, że nie wyszła za mąż z miłości, tylko z innych pobudek, mając ukryty cel, można nazwać wyrachowaniem.
No, nie wiem, zgrzyta jednak nazwanie działania z miłości dla ratowania ukochanego wyrachowaniem. Nie lepiej pasuje poświęcenie?
dokładnie, to było poświęcenie a nie wyrachowanie. Zula powiedziała coś w stylu: zrobię wszystko, by cię stąd (z więzienia) wyciągnąć - i dokładnie to, kosztem samej siebie zrobiła. jak widać było przypłaciła to brakiem szacunku do siebie samej - by przetrwać musiała pić, by nie patrzeć sobie w twarz. nawet dziecko nic dla niej nie znaczyło - gdy zataczając się ze sceny (w Sopocie?) pobiegła wprost w ramiona ukochanego, nie w stronę płaczącego dziecka.
dla mnie właśnie ta scena, gdy Zula niemal stacza się ze sceny, pijana, pozbawiona wszystkiego - czego sama właściwie dla miłości się pozbawiła, niemal wtacza się w ramiona Wiktora - jest najsmutniejsza w całym filmie.
Do Nowhore: sorry, to nie tak. Zula wyszła za mąż za aparatczyka Kaczmarka tylko dlatego, aby Wiktora wyciągnąć z więzienia, do którego wtrąciło go państwo polskie po powrocie z emigracji, co było wówczas normą, gdyż każdy emigrant wg władzy ludowej to szpieg i kolaborant. Wiktor wrócił do kraju z Paryża li tylko z tęsknoty za ukochaną. Po powrocie został aresztowany i torturowany, a w następstwie skazany za współpracę z obcymi wywiadami. Po uwolnieniu, które nastąpiło dzięki koneksjom Kaczmarka nie mógł kontynuować kariery muzycznej, bo podczas śledztw powyrywano mu paznokcie.
To wszystko było wyraźnie powiedziane i pokazane w filmie.
Spoko, ale to o czym napisałeś/aś w niczym nie koliduje z moimi wypowiedziami...przedstawiłeś fakty, o których wiem i napisałam wyżej:
Ja: "(...)aktorka grana przez Kulig związała się z mężczyzną, którego nie kochała, powodowana czystym wyrachowaniem", "(...)zostało powiedziane wprost, że zrobiła to po to, żeby go ratować, ale sam fakt, że nie wyszła za mąż z miłości(...)"
Ty: "Zula wyszła za mąż za aparatczyka Kaczmarka tylko dlatego, aby Wiktora wyciągnąć z więzienia"
Ja: "(...)w rodzimym kraju nie był już mile widziany(...)"
Ty: "wtrąciło go państwo polskie po powrocie z emigracji, co było wówczas normą, gdyż każdy emigrant wg władzy ludowej to szpieg i kolaborant(...)".
Także jak widzisz nie ma potrzeby żeby tłumaczyć mi fabułę, bo Twoja wypowiedź jest zgodna z moją, jedynie bardziej rozbudowana, ale nie sprzeczna.
+ to, że ktoś w odmienny sposób od Ciebie interpretuje pewne zachowania, nie oznacza, że nie zrozumiał fabuły- wskazówka na przyszłość.
ale wyrachowanie zakłada korzyści dla osoby, która z wyrachowaniem działa - a tutaj było inaczej, Zula postąpiła tak a nie inaczej nie dla siebie a dla Wiktora
poza tym Kaczmarek przecież wiedział o uczuciu między Zulą a Wiktorem. próbował ją bajerować od samego początku, ale mu się opierała, widział jak starali się spotykać przy okazji różnych wyjazdów. skoro w końcu mu "uległa" w zamian za prośbę o wstawiennictwo za Wiktora (co Kaczmarek sam Wiktorowi właściwie powiedział za kulisami festiwalu) - to trudno mówić o tym, by został oszukany, od dokładnie wiedział w jakiej traksakcji bierze udział. być może sądził, że dziecko przywiąże Zulę do niego, być może nie podejrzewał, że zarówno ona jak i Wiktor znajdą jakiekolwiek wyjście z patowej sytuacji
ale wyrachowanie zakłada korzyści dla osoby, która z wyrachowaniem działa - a tutaj było inaczej, Zula postąpiła tak a nie inaczej nie dla siebie a dla Wiktora- dla nich obu.
"za życia nie mogli być razem- próbowali i nie wyszło, kochali się, ale jednak siła charakterów i różnica w poglądach skutecznie im to uniemożliwiły" - skoro tak wyglądała ich relacja, to zakończenie jest po prostu śmieszne i niewiarygodne; jeśli różnice między nimi były tak duże, że nie mogli być razem, to... po prostu nie powinni być razem? Wychodzi na to, że to jednak nie była żadna "wielka miłość". Takie drastyczne zakończenie byłoby zrozumiałe, gdyby przede wszystkim czynniki zewnętrzne uniemożliwiały im bycie razem, a nie oni sami.
Na pierwszy rzut oka to wygląda logicznie, tylko że napisałam o sile charakterów, a nie o różnicy w charakterach. Zwykle pomiędzy osobami, które pod pewnym względem są takie same, występują konflikty. Ludzie mogą być ogólnie kompatybilni, ale jeżeli obie strony są dominujące to nietrudno o rozłam, jak w tym przypadku. I wtedy dochodzi do patowej sytuacji- oni się kochają, ale mają inne wizje na życie i oboje są uparci, więc z jednej strony nie potrafią być razem, ale ciężko też żyć osobno. To, że na drodze do bycia szczęśliwymi stoją oni sami, nie oznacza że absolutnie nie są kompatybilni.
No dobra, ale w takim razie takich par jest na pęczki - osoby pod pewnym względem takie same + występują między nimi konflikty. To opisuje z 90% związków. :P A jak dodamy rozłamy i inne wizje na życie (zwłaszcza na przestrzeni kilkunastu lat) to dojedziemy do 100%. Także znowu nie widać tu, dlaczego akurat oni mieliby się zabijać. Relacja między nimi została tak przedstawiona, że pomimo jakiegoś silnego uczucia ani nie do końca chcą być razem ani niespecjalnie się rozumieją. Szczerze, pomimo tylu lat znajomości raczej zachowywali się, jakby dopiero co się poznali i po prostu chcieli iść do łóżka. Samobójstwo to największe poświęcenie, jakiego można dokonać (chyba:P) i irytuje mnie, że to poświęcenie miało takie mierne podstawy. Stąd zapewne zarzuty, że to jest "emo" i że kojarzy się z "Salą samobójców" - bo przywodzi na myśl jakąś niedojrzałość emocjonalną, kompletny brak samoświadomości i zafiksowanie się na wzbudzającej skrajne emocji i czyny fascynacji drugą osobą (co może być wiarygodne na początku, ale nie przez kilkanaście lat, przynajmniej nie ta część ze skrajnymi emocjami i czynami). Cała historia trwa kilkanaście lat - to jest w ch*j czasu, żeby się zastanowić nad sobą i swoim zachowaniem. Jak dla mnie reżyser po prostu chciał tym samobójstwem pokazać, że to jednak była Wielka Miłość - bo się zabili, czyli jednak to było ważne, mimo że widz tego nie widział. Wyglądało to tak, jakby zabili się dla idei jakiejś Wielkiej Miłości, a nie rzeczywistego (mniej spektakularnego) uczucia między nimi. Koniec końców, mnie to wszystko po prostu nie przekonało, ten cały tragizm od obozu do pigułek. Ale jak kogoś to przekonuje...:P
Nie odrzucam całkiem opcji z samobójstwem - ale skoro już założymy, że nie było tam Wielkiej Miłości, to moim zdaniem bardziej przekonujące byłoby, gdyby np. Zula była troszkę bardziej stuknięta i nalegała, że dopiero po samobójstwie będą "naprawdę" razem. Gdyby było widoczne, że ona nim manipuluje (świadomie lub nie), żeby go przekonać do tego czynu. Oczywiście to musiałoby być subtelne, nie tak jak ja teraz to opisałam, ale grunt, że samobójstwo byłoby bardziej cynicznie pokazane.