Ktoś zamawiał ekranizację „The Last of Us”? Proszę bardzo. Epidemia zombie? Jest. Przyczyna zarazy związana z grzybami? Jest. Przenoszenie choroby przez ugryzienie, ale i również zarodniki unoszące się w powietrzu? Jest. Zarażona dziewczynka, która może ocalić ludzkość, ale oznaczałoby to zabicie jej? Jest. Wędrówki przez opustoszałe miasta, które zaczyna już porastać roślinność? Jest. Ludzie walczący między sobą o surowce? Je… a nie, przepraszam, tego nie ma. A więc zupełnie nie jak w „The Last of Us”!
Film Colma McCarty’ego różni się wystarczająco na poziomie szczegółów i elementów fabuły, żeby reżyser nie musiał obawiać się pozwu sądowego od wydawcy fantastycznej gry, ale wizualnie, fabularnie i klimatycznie był niewątpliwie mocno zainspirowany produkcją Naughty Dog. Oczywiście można go bronić, że film jest przecież ekranizacją książki, ale po pierwsze, literacki oryginał również wyszedł po premierze gry (równo rok później, więc trochę mało czasu, żeby będąc jeszcze pod wpływem zabawy przy konsoli, napisać, zredagować i wydać książkę, ale wiele elementów autor mógł zaczerpnąć z materiałów przedpremierowych, a inne dopisać do surowej wersji książki już po zagraniu na konsoli), a po drugie, przecież to wcale nie oznacza, że kluczem stylistycznym i klimatycznym przy adaptowaniu tego na duży ekran nie mogła być właśnie gra.
W żadnym wypadku mi to jednak nie przeszkadzało! Bynajmniej, obserwując bohaterów przemykających „na paluszkach” obok reagujących na dźwięki zarażonych i przemierzających opustoszały Londyn, pokryty lianami, mchem i inną roślinnością – poczułem się jak w domu. Uwielbiam „The Last of Us” i lepszej ekranizacji nie mógłbym sobie wymarzyć. Film jest mroczny, ponury, brutalny, pesymistyczny, mała nadzieja podąża w parze z uczuciem goryczy i moralnego kaca, dziecięca naiwność jest przeciwstawiana okrutnym zwierzęcym instynktom, a dorośli są zrezygnowani, bo już dawno temu pogrzebali delikatne uczucia i świat odbierają w sposób szorstki, cyniczny, pozbawiony złudzeń. Całości dodatkowego smaczku dodaje miejsce osadzenia akcji i lokalni aktorzy. Paddy’ego Considine’a nie trzeba zachwalać, podobnie jak i Gemmę Arterton, ale również pojawiający się na drugim planie mniej znani brytyjscy aktorzy robią dobrą robotę, a wcielająca się w tytułową dziewczynkę, młodziutka Sennia Nanua, jest doskonała. A, no i jest jeszcze jedna Amerykanka w obsadzie, może słyszeliście o niej kiedyś – Glenn Close. Całkiem niezła aktorka. He he he… ekhm.
„The girl with all the gifts” to przyjemny przykład filmu, który zaczyna się od intrygującego wprowadzenia, nie przestaje zaciekawiać przez następne kilkanaście minut, im dłużej trwa, tym bardziej rozszerzają się nam źrenice i wzrasta nadzieja, że wyjdzie się z kina zachwyconym, ale zarazem obawa, że twórca wszystko spieprzy w finale, który zaprzeczy budowanemu przez całą historię nastroju beznadziei i schyłkowości cywilizacji, jaką znamy obecnie. Nie zaprzecza, finał jest idealny, wynika naturalnie ze ścieżki jaką przeszły postacie, pieczętuje ewolucję młodej bohaterki, pokazuje, że dojrzała, poznała świat, doświadczyła go, wyciągnęła z tego naukę i wykorzystała tę wiedzę. Bardzo dobry film, jeden z najlepszych, jakie widziałem w tym roku w kinie.
http://kinofilizm.blogspot.co.uk/2016/10/the-girl-with-all-gifts-recenzja.html
Więcej recenzji i innych materiałów o kinie:
https://www.facebook.com/pages/Kinofilia/548513951865584
zgadzam sie w 100% - jedyne co mnie draznilo to (mozliwy SPOILER) te dzieci, ktore wygladaly i zachowywaly sie jak ludzie pierwotni ze szkolnego przedstawienia i do tego w tych legginsach w panterke (mozliwy wplyz sponsora sklepu odziezowego "Next" - ich szyld wypatrzylam kilka razy tak niby przypadkiem. Nie moglam sie powstryzmac od smiechu przy scenie walki i jestem przekonana ze to nie bylo zamierzonym efektem. Poza tym - kocham The Last of Us i bardzo sie ucieszylam z filmu w tym klimacie nie muszac przerabiac dokladnie tej samej historii po raz drugi.
"ktore wygladaly i zachowywaly sie jak ludzie pierwotni"
Człowiek staje się człowiekiem, bo został wychowany przez społeczeństwo. Ciekawe jestem, jak według Ciebie powinny zachowywać się dzieci, które nie miały nikogo od narodzin, nie były uczone języka i zachowań ludzkich? Albo jakbyś Ty to przedstawiła?
Mialam na mysli, ze ten odicnek wygladal komicznie, bo byl nieumiejetnie zagrany. Jak juz mamy zachowania ludzi pierwotnych, bez wplywu spoleczenstwa, to skad te komiczne ciuchy? Przez chwile mialam wrazenie, ze ogladam inny film. Poza tym calkiem mi sie podobal :)
dzieci były otoczone przez zombie, które przecież były ubrane. Dziecko obserwuje świat, kopiuje pewne rzeczy. Gdyby wychowały się w chlewiku, pewnie pozostałyby nagie;)
Gry są dla emocjonalnie opóźnionych, poza strategiami, a film jest totalne gówno.
Obcy z grami ma tylko tyle wspólnego, że gry chciały zaadoptować Obcego i się obsrały wszystkie po kolei.
Czasami gry przeżywa się bardziej od filmu. Tu powiem szczerze film jest lepszy dla mnie od Last of us wersja ps 4. Zabrakło tylko tej żyrafy ;-) pozdrawiam.
Dla mnie TLOU to arcydzieło w każdym calu, dlatego też film idealnie przypadł mi do gustu!! To była uczta w pełni tego słowa znaczeniu - zwłaszcza po obejrzeniu Arrival.....
Hmmm... początek dobry, kiepskie rozwinięcie, tragiczny finał. Taka, infantylna próba nowego podejścia do tematu, które nowe wcale nie jest :)
"równo rok później, więc trochę mało czasu, żeby będąc jeszcze pod wpływem zabawy przy konsoli, napisać, zredagować i wydać książkę, ale wiele elementów autor mógł zaczerpnąć z materiałów przedpremierowych, a inne dopisać do surowej wersji książki już po zagraniu na konsoli" - mało? niewyszukana literatura rozrywkowa, rzemieślnik stuka dwa/trzy miesiące (nie wiem ile oryginał miał stron, strzelam, że żadna "Diuna" to nie była), jeden redaktor wydawnictwa z typowym podejściem na pół gwizdka robiąc kilka tytułów równocześnie w miesiąc bez problemu, samo złożenie i druk to dziś błyskkkkkkkkk... problemem była by sprzedaż wydawnictwu, chyba, że to nie debiutant i już był po słowie na coś niewyszukanego. tako więc mogła być zrzynka na całego, a, że relacje fabularne zmienili to sądu bać się nie musieli.