Czy zauważyliście dziwną prawidłowość w filmach? Polega ona na tym, że im w danym filmie więcej "niezależnej silnej kobiety" tym bardziej zależny (od poprawności politycznej) i słabszy jest film. Ten, na chwilę obecną, bije rekord nędzy i żenady w moim prywatnym zestawieniu szitu wszechczasów.