Na film 'Frances Ha' trafiłem po 'Lady Bird', oba mają ze sobą wiele wspólnego. W pierwszym Greta Gerwing jest główną bohaterką, za to drugi wyreżyserowała. Oba filmy można traktować jako dwuczęściową całość. Jednak o ile seans 'Lady Bird' był całkiem przyjemny, tak nie mogę tego samego powiedzieć o 'Frances Ha'.
Po pierwsze nie przekonuje mnie czarno-biały obraz. Gwoli wyjaśnienia nie jest to też jakaś wielka wada, ale taki zabieg we współczesnym kinie o tematyce pokolenia dwudziestoparolatków wchodzących w 'pełną' dorosłość nie przemawia do mnie. To się jakoś nie klei.
Co do samej treści. 'Lady Bird' opowiada o burzliwym okresie dojrzewania i związanymi z tym problemami. Temat jest oklepany, ale też i uniwersalny, zrealizowany z wyczuciem. Za to w 'Frances Ha' zrywamy z młodzieńczością, czasami studiów/ college'u, i wchodzimy w dojrzałą dorosłość. O ile pierwszy z wymienionych okresów w życiu jest intensywny, jasno nakreślony, dotyczy w mniejszym czy większym stopniu nas wszystkich. Tak problematyka 'Frances Ha' jest dużo bardziej rozmyta, w okolicach dwudziestki koleje życiowe bardzo różnie się toczą...Wielu ludzi ma szybki start, zakłada rodzinę, bądź poświęca się pracy- wytyczenie jakiejś granicy w której kończymy z młodzieńczością, a nieuchronnie zakotwiczamy w życiu jako pełnoprawni dorośli jest bardzo trudne, indywidualne, niektórzy pewnie w ogóle nie dostrzegą tej granicy. Stąd też trudno wczuć się w tematykę i sytuację nakreśloną w 'Frances Ha'.
No i główna bohaterka, oraz poniekąd jej otoczenie...Nie przepadam za tym słowem, ale jednak tutaj ono pasuje - hipsterka. W 'Lady Bird' nieco nietypowe zachowania, silenie się na oryginalność głównej bohaterki po prostu współgra z okresem dojrzewania. Natomiast w tym filmie, wydaje się to jakieś wymuszone, wręcz w moim odbiorze męczące. Generalnie odbiór jest nieco, taki, że zamiast jakiejś większej, szerszej opowieści, mamy historyjkę egzotycznej grupki hipsterów, którzy nie chcą dorosnąć. Wieczni studenci....:)
Może nieco zbyt krytycznie oceniłem ten film, ale seans strasznie mi się dłużył, a sama problematyka na przykładzie mało reprezentatywnej grupie 'hipsterów' jakoś do mnie nie trafia. Myślę, że osoby, które w jakiś sposób mogą się utożsamić z główną bohatarką, bądź po prostu z rozrzewnieniem wspominają czasy studenckie znacznie lepiej odbiorą ten film.