Kiedy w 1986 na ekrany telewizorów w Japonii wchodziło anime "Dragon Ball" pod patronatem samego twórcy mangi Akiry Toriyamy, nawet wyżej wymieniony nie zdawał sobie sprawy, jak wielki sukces owa
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych SpĂłĹka komandytowa
Kiedy w 1986 na ekrany telewizorów w Japonii wchodziło anime "Dragon Ball" pod patronatem samego twórcy mangi Akiry Toriyamy, nawet wyżej wymieniony nie zdawał sobie sprawy, jak wielki sukces owa produkcja osiągnie. Przygody małego chłopca z małpim ogonem, Son Goku, który wraz z przyjaciółką Bulmą ruszają na poszukiwanie legendarnych Smoczych Kul, zmiażdżyły telewizyjną konkurencję. Ale w anime, jak i w życiu, czas płynie nieubłaganie i mały Goku staje się mężczyzną. Jego historię opisuje już nowa seria, powstała w latach 1989-96, "Dragon Ball Z". Historię poznajemy 5 lat po wydarzeniach z "Dragon Ball". Son Goku wraz z żoną ChiChi mają już syna, Son Gohana. Pewnego dnia na Ziemi zjawia się wojownik rasy Saiya-jin, Raditz, który wyjaśnia Goku ich wspólne pochodzenie oraz próbuje zmusić na wspólną krucjatę. Po stanowczej odmowie syna Bardocka, jesteśmy świadkami wspaniałej, dłuuugiej historii, budowanej na bazie ciągu przyczynowo-skutkowego. "Dragon Ball Z" składa się bowiem z czterech głównych sag (Saiya-jin Saga, Freeza Saga, Cell Game Saga i Majn Buu Saga) oraz z Sag pobocznych (Namek & Ginyu Forces Saga, Garlic Jr. Saga i Future Trunks Saga). Pierwsze trzy są od siebie bezpośrednio zależne, ponieważ każda poprzednia determinuje bohaterów do działania, które przenosi z czasem akcję na nowe tory. Majin Buu Saga to już zwieńczenie historii, część, która zamyka wszystkie wątki. Części składowe tej historii to wymyślny świat przedstawiony, łączący w sobie mistycyzm i industrializm, bohaterowie (pozytywni, niejednoznaczni i skrajnie negatywni), duża ilość pojedynków oraz specyficzny humor o mocnym zabarwieniu erotycznym. Wszystkie powyższe elementy tworzą zaprawdę mieszankę wybuchową. Świat i przygodę, której nie powstydzili by się wizjonerzy literatury i kina przygodowego. Czegoż tutaj nie znajdziemy? Obrona Ziemi, zamieszanie w ogromny konflikt galaktyczny, walka z cyborgami i genetyczną hybrydą, czy w końcu z Księciem Ciemności i ultrapotężnym demonem. Od strony technicznej, mimo upływu lat, anime prezentuje się wciąż świetnie. Ładna kreska, ciekawe cieniowanie, czy wreszcie doskonała muzyka sytuacyjna w połączeniu z pasjonującą historią i olbrzymią dawką emocji złożyły się na wielki sukces tej kontrowersyjnej (ze względu na dość duży poziom brutalności) produkcji. Słowem podsumowania - genialny serial anime. I choć studia dwoją się i troją, by zdetronizować króla, ani "Dragon Ball GT", ani "Naruto" nie zdobyły popularności na miarę "Dragon Ball Z".